Moje RPG

Wrzuciliśmy ostatnio na profilu Lans Macabre kilka wpisów. Wywołały rozmowy, dyskusje, pyskówki i zgryźliwe komentarze. Czytając je zauważyłem sporo braku zrozumienia, negatywnego nastawienia i złej woli, komunikacyjne błędy i świadome dezinformacje. Taki koktajl rzeczy, które sprawiają, że prawdziwe porozumienie się jest niemożliwe. Za to łatwo się nawzajem obrazić, niesłusznie posądzić lub pochopnie ocenić. W tamtych dyskusjach zrobiła to większość osób, ja też. Facebook nie pomaga raczej rzeczowej wymianie myśli, za to daje masę narzędzi trollom, których mogą używać do podnoszenia innym ciśnienia lub gmatwania obrazu rozmowy – taki urok tego medium. Dlatego postanowiłem wypowiedzieć się oddzielnie. Trochę odpowiadając, już na spokojnie, na niektóre argumenty. Trochę po prostu pokazując swoje podejście, by dać się lepiej poznać. Tekst będzie dość długi i może trochę emocjonalny, ale mam nadzieję, że pomoże to się nam w środowisku dogadać.

Zaczynałem grać i prowadzić koło 1995 roku. Większość systemów, jaka była dla mnie dostępna, bazowała w sumie na podobnej strukturze. Był opis świata i była mechanika. Ten pierwszy pozwalał rozwinąć skrzydła wyobraźni, dawał kolorowe miejsce, w którym mogły się dziać przygody. Ta druga służyła do tego, by w mniej lub bardziej realistyczny sposób odzwierciedlić głównie „fizykę” tego świata – kiedy chcę coś zrobić, to jak trudno będzie mi to zrobić. Jaką mam szansę, że zaplanowana akcja mi się uda. To drugie zawsze miało dla mnie mniejsze znaczenie. Kiedy dostawałem do ręki podręcznik, najpierw patrzyłem na scenografię. Kim gram, gdzie gram, jakie są konflikty, jaką historię mogę wymyślić dla mojej postaci. Dopiero potem – jak to się przełoży na cyferki. Zawsze się jakoś przełoży, a świat to świat. To w bogach chaosu męczących Stary Świat zakochałem się, pierwszy raz czytając Warhammera, nie w procentowym wyrażeniu szansy na trafienie mieczem. Jarało mnie granie wiecznie wściekłym wilkołakiem, a nie to, że mam poziom sukcesu do wyrzucenia na k10. Oczywiście jako gracz czy jako MG patrzyłem na to, czy system pomaga czy przeszkadza w graniu tak jak bym chciał. Zachwycały mnie czasem rozwiązania mechaniczne, ale nie one decydowały o tym, że brałem się za jakąś grę. Zwłaszcza, że żadna mechanika nie jest idealna – niektóre zawodzą pod względem logiki tak, że zgrzytają zęby (profesje w Warhammerze czy levele w… gdziekolwiek) inne powodują, że płynność rozgrywki zmienia się w zakalec (obliczanie kości i zaznaczanie „doświadczenia” po teście w Burning Wheel, godzinne walki w starym Świecie Mroku, gdzie jeden gracz może mieć pięć akcji gdy inny ma jedną, a na każdą z nich są cztery rzuty, modyfikowane na bieżąco). Może to kwestia „wychowania” w takich czasach, a może miałbym takie preferencje nie zależnie od tego, ale świat jest dla mnie po prostu ważniejszy. Dlatego grałem kiedyś na GURPSie w świecie Warhammera, dlatego nWodowy Wilkołak jest nie dla mnie, chociaż mechanika pod względem płynności bije starego na głowę. Dlatego tak mnie wkurza, kiedy ktoś mówi – „jeśli zmieniasz zasady, to znaczy, że źle dobrałeś grę”. Nie, mechanika to dla mnie nie wszystko w systemie RPG – dobrałem świat, a ktoś, kto go wymyślił, dołączył do niego mechanikę, która mi nie pasuje. Oczywiście – są gry, w których mechanika jest totalną podstawą – Fiasco to specyficzna mechanika rozgrywki, Apocalypse to specyficzna mechanika rozgrywki. W tych grach zmiana mechaniki to zmiana gry, rozumiem to (aczkolwiek widzę, że hacki AW nie są odsądzane od czci i wiary  ) Ale dla mnie Warhammer na Gurpsie to wciąż Warhammer. Bo zmieniając mechanikę, nie zmieniłem fabularnych możliwości świata, nie zmieniłem scenografii. Mogę być Zabójcą Trolli, po prostu inne kostki decydują czy wygram czy przegram walkę. Ba, jestem sobie w stanie wyobrazić Warhammera na AW – może dla niektórych to herezja, dla mnie nie. Ale wiecie co – rozumiem to inne podejście. Bo jeśli ktoś doda nowego boga do panteonu lub zrobi inne państwa na mapie i powie – gram w Warhammera, to go zabiję śmiechem. Jaki to Warhammer, no proszę cię.  Oburzam się na nowe klany dodane do L5K – „przecież to zabija ducha gry” myślę. Więc tak, rozumiem tych, dla których mechanika określa grę, mam inaczej, lecz rozumiem. I więcej, jestem pewien, że mimo tej różnicy, bylibyśmy w stanie zagrać sesję, które usatysfakcjonowała by wszystkich.

Teraz kwestia prowadzenia i zasad, które przeszkadzają. Powiem szczerze, że zawsze reaguję agresją na ekspertów, którzy wiedzą lepiej ode mnie co mi się podoba i co powinienem myśleć. Mam tak z klerem, mam tak z przemądrzałymi krytykami sztuki, mam tak też w RPGie. „Jeśli zasady ci przeszkadzają to znaczy, że ich nie przeczytałeś lub jesteś leniem”, „przecież to matematyka na poziomie szkolnym” itd. Wszystkie takie teksty sugerują dwie rzeczy – jedna – wiesz lepiej ode mnie co mi przeszkadza w mechanice; druga – sesja z zastosowaną pełną mechaniką z podręcznika jest lepsza niż taka, w której się coś w tej mechanice zmieniło lub uprościło.

W duchu chęci porozumienia jednak, powiem jak to dla mnie wygląda. Wierzę, że może wyglądać tak jeszcze dla kogoś. Jeśli uda mi się sprawić, że chociaż jedna osoba zrozumie, że można mechanikę (albo jej część) w niektórych przypadkach odrzucić w pełni świadomie i powstrzyma się przed takim komentarzem jak te wyżej w przyszłości – to już osiągnę swój cel. W grze jest dla mnie najważniejsza immersja (zanurzenie w świat gry, w postać), z niej czerpię emocje. Bardzo lubię poznawać historię i na nią wpływać, czyjąś historię – Mistrza Gry w tym wypadku i innych Graczy. Odkrywać motywacje bohaterów, rozwiązywać intrygi, podejmować decyzje co zrobić z rzeczami, których się dowiedziałem. Te dwa aspekty gry, są dla mnie bardzo ważne. Grałem w różne gry (tak, moje „przestarzałe” preferencje nie wynikają z braku dostępu do internetu  ) i za każdym razem, jeśli mechanika próbuje wspierać fabułę lub odgrywanie, to totalnie wybija mnie z immersji. Mogę myśleć o tym, co w tej chwili myśli i czuje moja postać. Umiem patrzeć na większą całość, tak, żeby zauważyć, że warto wciągnąć kogoś do akcji, lub, że jakaś scena będzie lepsza czy gorsza beze mnie. Jednak kiedy mam zastanawiać się nad tym, jak system mechanicznie każe mi w jakiejś sytuacji reagować, czy co mam w danej scenie dodać od siebie – to dla mnie nie działa. Tak samo, nie lubię grać w gry, w których to ja mam wymyślać motywacje npców, czy odpowiadać na pytanie „jakie zagrożenie czai się za rogiem”. Kiedy rzucam za percepcję, chcę wiedzieć jakie ślady zostawił mi MG żeby z nich domyślić się rozwiązania zagadki, a nie wymyślać co zobaczyłem, więc też kto zabił. Z tego powodu, większość systemów z takimi rozwiązaniami dla mnie odpada. Mogę w nie zagrać kilka sesji dla eksperymentu myślowego, ale nie umywają się dla mnie do sesji w starym dobryn Świecie Mroku lub Warhammerze. A już w ogóle nie nadają się do kampanii. Dla mnie – podkreślam, żeby nie było nieporozumień – cały czas mówię o swoich preferencjach. Zostają mi więc systemy, które się w to nie wpieprzają. Takie, które mają za to inne wady. Np. dziesiątki tabelek do zapamiętania – lub wyciągnięcia na sesji podczas sceny. Takie, które wymagają pamiętania modyfikatorów lub wymagają wielu rzutów na walkę. Takie, które mi, (może rzeczywiście nie daję sobie rady z prostą matematyką, kto wie) spowalniają płynność gry. Takie, które chcą, żebym przerywał grę, żeby coś policzyć lub rozstrzygnąć. Nie robię tego. Jako MG liczę na oko – wiem herezja dla niektórych, nadaje się pewnie do wrzucenia na Ekspertów – wolę płynność rozgrywki od wiernego wyliczenia tego czy wg mechaniki systemu przeciwnik ma jeszcze punkty życia czy nie. A jako gracz – wierzę MG.

I to ostatnia rzecz, o której napiszę. Nie rozumiem pojawiającego się argumentu, że gdy nie będzie mechaniki lub jeśli MG może ją zmieniać, to co obroni graczy przed samowolą Mistrza Gry. Nie rozumiem, bo wychodzę z założenia, że wszyscy gramy w tę samą grę, razem, nie przeciw sobie. To nie musi być napisane w podręczniku – bawimy się wspólnie. Każdy, w tym MG, pilnuje, żebyśmy wszyscy się dobrze bawili. Dlatego z nim rozmawiamy o tym co chcemy, a czego nie chcemy na sesji, jakie postacie, jaka konwencja i tak dalej. Jeśli MG robi coś dlatego, że chce postać udupić, to jest złym MG i mechanika go przed tym nie powstrzyma. Jeśli MG nie czuje, na co gracze reagują pozytywnie, a na co nie, jeśli forsuje swoje rozwiązania fabularne, to popełnia błąd. Wiele mechanik i tak przed tym nie uchroni. Ja gram u Mistrzów Gry, którym ufam i z którymi mam podobne preferencje. Jak ktoś mi nie podejdzie, to u niego więcej nie gram.

Podsumowując – z mechaniką nie musi być jak z drugą połówką duszy – że gdzieś tam jest jakaś dla każdego. Niektórzy zmieniają zasady, bo po przemyśleniu tego co dostali, nie pasuje im to do ich stylu gry, nie daje im optymalnej zabawy. Niektórzy tak kochają dany setting, że zmasakrują mechanikę systemu, byle nie zmieniać świata.

Ja tak mam – co nie przeszkadza mi czasem grać totalnie by the book Wszystko zależy od moich potrzeb względem sesji. 

Jedna uwaga do wpisu “Moje RPG

Dodaj komentarz